Taśmy rodzinne. Recenzja.


Maciej Marcisz napisał książkę o rodzinie. Tytułowe „Taśmy rodzinne” są tam ważnym elementem, jednak nie najważniejszym. Ten piękny obyczaj pokazuje obraz relacji, które są trudne, ale jednocześnie niejako naturalne. Każdy żyje w jakiejś rodzinie, z jej wadami, zaletami, z przywarami osób składających się na tę komórkę. W tej powieści poznajemy bliżej Marcina i Jana. Syna i ojca. Różne poglądy, inne wychowanie, dorastanie w odmiennych światach. Przeskok pokoleniowy, uwidaczniający się w tych trudnych stosunkach. Maciej Marcisz pokazuje nam migawki, skrawki zdarzeń, które łączą się w całość, kiedy przeczytamy powieść od początku do końca. Tworzy swoisty patchwork zszyty ze wspomnień dwóch osób, ale pokazujący świat większej ilości ludzi, nie tylko Marcina i Jana, ale także Alicji, Maksa i Magdy. Z tekstu wyłania się surowy obraz rodziny, zapracowanego ojca i matki poświęconej dzieciom i mężowi do granic możliwości. Indywidualność tych dzieci, ich własne wybory i dorastanie.
O wiele bardziej interesowała mnie historia Jana, mężczyzny, który ciężką pracą, ale i łutem szczęścia doszedł do wielkich pieniędzy. Dlaczego to robił? Jak praca wpłynęła na jego postrzeganie świata? Co zrozumiał, gdy nagle życie mogło się urwać, ot tak, po prostu? Jego historia mogłaby być opowieścią wielu mężczyzn, bo Jan nie wyróżnia się spośród tłumu, ale właśnie ta swojskość jest jego siłą. Możemy zobaczyć w nim kogoś, kogo znamy bądź dostrzec bliską nam osobę. Stanowi pewien archetyp ojca zajeżdżającego się na śmierć dla (niewdzięcznej) rodziny.
Zupełnie inny jest Marcin, którego ciągnie w stronę artysty, jednak bez powodzenia. Nie potrafi znaleźć swojego miejsca, otulony bezpieczeństwem ojcowskich pieniędzy i przez całe życie posiadający wszystko, czego tylko zapragnął. Opis niedzielnych zakupów, gdy wyciągał razem z rodzeństwem rodziców do sklepu, szokuje, ale i przynosi zrozumienie. Rozpieszczony człowiek nie potrafi stanąć oko w oko z długami, nie może odnaleźć się w pracy ani znaleźć pomysłu na siebie. Wyłania się tu obraz mężczyzny zupełnie różnego od Jana, nie posiadającego większej ambicji i spoczywającego na laurach.
Jednak to czubek góry lodowej, ponieważ nic nie jest takie, jak się wydaje. Każde wspomnienie ujawnia coś nowego o którymś członku rodziny. Zdarzenia uwiecznione na taśmach mają służyć do przywoływania dobrych chwil. Czy są prawdziwe? Czy to tylko wyrwane z kontekstu obrazy, nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością.
Rodzina. Maciej Marcisz pokazuje ją nam ze stanowiska dwóch osób, z perspektywy ojca i syna, tak od siebie różnych i zupełnie inaczej interpretujących świat. To dobra powieść, która prowadzi do miejscami smutnych wniosków. Warto sięgnąć i spojrzeć, chociaż ukradkiem, na to, jak żyją inni. I jak bardzo są do nas podobni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja - Ciśnij piorunem nawet w śmierć

Recenzja - Wszystkie nasze obietnice, Colleen Hoover

"Nikt nie idzie". Recenzja