Recenzja. Tirza.


„Tirza” to książka, o której myślałam jeszcze długo po przeczytaniu. Zachwycił mnie nie tylko styl i warsztat holenderskiego pisarza, Arona Grunberga, ale i sposób, w jaki pokazał świat bohaterów. Główną postacią jest Jörgen, mężczyzna w średnim wieku, zamknięty w świecie swoich zasad, funkcjonuje w nie do końca zdrowej relacji małżeńskiej. Sensem jego życia stała się opieka nad młodszą córką, Tirzą, która kończy studia i planuje wyjazd do Afryki razem z chłopakiem.
Każdy z bohaterów funkcjonuje w swojej rzeczywistości, według swoich zasad. Próbują oni stworzyć wspólną przestrzeń, odnaleźć się w niej, ale okazuje się to często ponad ich siły. To obraz rodziny, która na zewnątrz wygląda jak wszystkie inne, średnio zamożne jednostki, jednak kiedy przyjrzymy się z bliska okaże się, że każdy z członków tworzy odrębny mikroświat i te światy niewiele łączy.
Z drugiej strony to też przejmujący obraz relacji pomiędzy ojcem, a dorastającymi córkami. Nie mogąc mieć wpływu na małżeństwo, Jörgen skupił się całkowicie na wychowaniu młodszej córki i nie potrafi się pogodzić z jej dorastaniem.

„Tirza” była wielokrotnie nagradzana, moim zdaniem słusznie. Atmosfera, którą stworzył autor, jest ciężka, trudna i niesamowicie wciągająca. Zdaniem niektórych recenzentów to książka napisana przez mężczyznę i skierowana głównie dla mężczyzn, która obrazowo pokazuje męski sposób pojmowania świata i rzeczywistości. Czy tak jest w rzeczywistości? Warto po nią sięgnąć i przekonać się samemu.

Arnon Grunberg, „Tirza”, przełżyła Małgorzata Woźniak-Diederen, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2018, s. 560

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja - Ciśnij piorunem nawet w śmierć

Recenzja - Wszystkie nasze obietnice, Colleen Hoover

"Nikt nie idzie". Recenzja